Od roku, czterech miesięcy i trzech dni mieszkamy za granicą (abroad) naszej ojczyzny (homeland). Jesteśmy częścią wielkiego, ogarniającego cały świat zjawiska (phenomenon; plural: phenomena) migracji (human migration). Podziałów, form, powodów migracji jest co niemiara; zajmę się więc raczej nazewnictwem (nomenclature) osób, które migrują, jako że ludzie zawsze są najważniejsi.
Mimo że w Polsce już na razie nie mieszkam, wciąż jestem jej obywatelką (citizen); mam bowiem polskie obywatelstwo (citizenship). W jakimkolwiek mieście (city), miasteczku (town), kosmopolitycznej metropolii (cosmopolitan metropolis) będącej tyglem kulturowym (melting pot) lub na jakiejkolwiek wsi (village) mieszkasz, jesteś jej/jego mieszkańcem (resident).
Każda osoba, która zmienia miejsce zamieszkania, może być nazwana migrantem (migrant). Jeśli decydujemy osiedlić się w danym kraju na stałe, odnosi się do nas słowo imigrant (immigrant). Co ciekawe, ekspat (expatriate, expat) ma nieco inny odcień znaczeniowy w języku polskim i angielskim. Po naszemu oznacza on „wysokiej klasy specjalistę, który opuścił ojczyznę, aby pracować za granicą” (cyt. za: sjp.pwn.pl), po ichniemu zaś osobę, która mieszka poza granicami swojego kraju rodzinnego (native country).
Sporo słyszy się od jakiegoś czasu o uchodźcach (refugees), którzy napływają do Europy (flood into Europe). Według Konwencji Genewskiej uchodźca to osoba, która „na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem (persecution) z powodu swojej rasy (race), religii (religion), narodowości (nationality), przynależności do określonej grupy społecznej (social group) lub z powodu przekonań politycznych (political opinions) przebywa poza granicami państwa, którego jest obywatelem (…)”.
To tyle w sprawach migracji.